Na ostatnim spotkaniu Dyskusyjnego Klubu Książki omawialiśmy powieść Beth Morrey pt. „ Uratować Missy”. Opinią na jej temat podzieliła się z nami jedna z czytelniczek, pani Kasia Maik.
„Uratować Missy”, debiutancka książka brytyjskiej pisarki Beth Morrey, to urocza, ciepła opowieść o sile przyjaźni, ale również o samotności i starości, nie pozbawiona jednak nadziei, że pomimo jakże szybko upływającego czasu, zawsze możemy zmienić nasze życie.
Missy, (Millicent / Milly) poznajemy gdy kończy siedemdziesiąt dziewięć lat. Jest wdową, mieszka w Londynie, ma dwoje dzieci. Drogi jej i jej córki rozeszły się w wyniku niedawnego konfliktu, o którym w miarę zagłębiania się w lekturę dowiadujemy się coraz więcej. Jej syn właśnie wrócił do Australii wraz z ukochanym wnukiem. Missy jest samotna i zgorzkniała, zamknięta w sobie, ale wciąż jeszcze licząca, że jej życie mogłoby wyglądać inaczej.
W życiu naszej bohaterki wszystko się zmienia wraz z pojawieniem się w jej życiu Sylvie, Angeli i jej syna Otisa. Ale przede wszystkim za sprawą Bobby’ego – psa, nad którym niechętnie przejmuje tymczasową opiekę. Te dwie sympatyczne kobiety wywrócą dotychczasowe życie Millicent do góry nogami.
„Uratować Missy” to wciągająca opowieść, która oferuje nam wszystkim delikatne przypomnienie, (zwłaszcza jesienną , melancholijną porą), że potrzebujemy w życiu celu – niekoniecznie jakiegoś wzniosłego, polegającego na przykład na zbawieniu świata, ale czegoś, co sprawi, że poczujemy się docenieni i będziemy mieli powód, aby każdego dnia wstawać z łóżka.